Zaczynamy szczególną szkolną przygodę, takiej jeszcze nie było… O przewadze szkoły stacjonarnej napisano już wszystko, a w każdym razie dużo. My dodamy do tego swoją cegiełkę, bo czujemy niedosyt rozmów o przestrzeni – nie o tej  metaforycznej i filozoficznej, ale jak najbardziej zwykłej, materialnej – o salach i korytarzach, w których razem z dziećmi przebywamy przez kilka godzin. Nie trzeba zgłębiać dzieł naukowców, psychologów, socjologów i filozofów, żeby wiedzieć o niebagatelnym wpływie otoczenia na psychikę i samopoczucie człowieka. Dlaczegóż w szkole miałoby być inaczej? Dlatego każdy z nas próbuje zorganizować  przestrzeń klasową tak, żeby jak najlepiej oddziaływała na uczniów i nam pomagała, a przynajmniej nie przeszkadzała 😊 No cóż, żeby to było takie proste! Każdy ma przecież inne wyobrażenie o tym, co w przestrzeni sprzyja uczeniu się, inne poczucie estetyki, różne doświadczenia w planowaniu wystroju sali, w końcu indywidualne odczucia  i reakcje na to, co widzi. Czy można wobec tego znaleźć jakieś cechy wspólne, pewniki, które mogłyby stać się wskazówkami, jak zabudować otoczenie naszego szkolnego funkcjonowania? Zabudować, ale żeby otwierało, nie zamykało? I jak to pogodzić z nadchodzącymi bardzo dziwnymi warunkami uczenia się, pełnymi wytycznych, zakazów i nakazów?

  • Dużo na ścianach czy mało? Średnio, ale to znaczy jak?
  • Kolorowo czy jednolicie? Jeśli kolorowo, to jak bardzo?
  • Czy w obecnych realiach, gdy to raczej nauczyciel przechodzi z sali do sali, a nie uczeń, mają rację bytu wystroje typowo przedmiotowe? Może postawić na bardziej uniwersalne?
  • Jak ustawić stoły, żeby sprzyjały uczeniu się i relacjom, ale nie sprzeciwiały się wytycznym MEN, Sanepidu i kogóż tam jeszcze?

I tu padnie tyle odpowiedzi, ile nas jest braci nauczycielskiej 😉 

Wobec tego opowiemy o naszych doświadczeniach i odczuciach.

  1. Choć to może być odebrane jako kontrowersyjne oświadczenie egoistycznego belfra, najpierw dbamy o siebie. Pamiętamy o naszym dobrostanie i o tym, w jakim otoczeniu lubimy przebywać. Tylko wtedy będziemy wiarygodni i możemy sięgnąć po relacje, a o to nam chodzi.
  2. Czuwamy nad tym, żeby treści umieszczane w sali były prostym przekazem, zrozumiałym dla ucznia. Przecież nie robimy ich tylko dla siebie (choć też).
  3. Jeśli są to teksty niosące refleksję (na przykład aforyzmy) wiadomo, że się z nimi głęboko utożsamiamy. Innych nie umieszczamy.
  4. Jak nam mówią na szkoleniach – ważne, żeby zrobić, ale się nie narobić 😊 – więc staramy się, żeby większość gazetek, „zawieszek” ect. mogła być elementem stałym, ewentualnie zmienianym, kiedy już na nie patrzeć nie możemy😊 Zdejmowane elementy zabezpieczamy, nie wyrzucamy! Niech poczekają na swój powrót w chwale.
  5. Ściany traktujemy jak tło, które powinno być na tyle uniwersalne, żeby każde kolory z nim współgrały. Czarnego koloru na ścianie jednak nie polecamy, choć podobno pasuje do wszystkiego 😊
  6. Otwieramy uszy na informacje zwrotne od ucznia, w każdej formie, niekoniecznie zaaranżowanej przez nas, choć na takie oczywiście też. Rzucone gdzieś tam komentarze, zaciekawione spojrzenia, nawet chęć pozostania na przerwie, bo coś jest do zrobienia, również dobrze świadczy o sali (i o nas). Grymasy i pokazywanie paluchami przyjmujemy na klatę, to też IZ.
  7. Ustawienie stołów ma nam służyć pomocą, a nie być udręką. Pamiętamy jednak raczej, że na lekcji mamy mieć kontakt z twarzą, nie tyłem głowy ucznia, choćby tęsknota do chwilowej izolacji nie wiem jak bardzo wyła nam w wymęczonym belferskim wnętrzu.
  8. Z wirusowymi klimatami zaprawionymi audytami i wytycznymi poradziłyśmy sobie koncertowo (chyba), laminarka, taśmy i folia spożywcza załatwiły sprawę. Tylko nasze zielone serca domowych ogrodniczek i miłośniczek matki natury ucierpiały… No, ale czego się nie robi dla kagańca, znaczy kaganka oświaty 😊

A czy Wy macie jakieś złote patenty na sale? I jak to u Was wygląda w kontekście ewentualnej wizyty naszego niechcianego Covida – wędrowniczka?

Belferka Zosia