Oj, trudne to zdalne nauczanie i uczenie się, oj trudne… Ale… Gdyby ktoś mi powiedział parę miesięcy temu, że będę przygotowywać prezentacje multimedialne (tak, nie umiałam, stara jestem, sorki), będę rozmawiać i pisać z dzieciakami przez różniste komunikatory i sprawdzać prace online, organizować grupy do takiej nauki, to bym, przepraszam, go wyśmiała. Ja??? Wszak słowo wypowiedziane/wygłoszone, lekcja „na żywo”, spojrzenie w oczy ucznia, długopis, tablica (przed którą podryguję, walcząc z odpływającym w niebyt dzieckiem) i w końcu ten PAPIER – wypracowanie, zadanie, wnioski, notatki, zeszyty i co tam jeszcze – to podstawa szkoły! To fundament mojej pracy! Otóż, okazało się, że nie. I, choć sama nie wierzę w to, co piszę, dobrze! Jasne, bardzo mi brakuje „normalnej” szkoły, mojej sali, gazetek ściennych, rozmów z dzieciakami, koleżankami i kolegami, uśmiechów uczniów (lub całkiem przeciwnie), nawet hałasu w korytarzach podczas dyżuru w deszczowe dni (no, nie wierzę, że to piszę), jednak jestem przekonana, że to, co nam się przytrafiło, jest dobre. Dlaczego? Bo nas ZMUSIŁO. Do rozwoju, do szukania nowych sposobów komunikacji, do innego spojrzenia na ocenianie. Jest męczące, któż ma to wiedzieć lepiej niż polonistka? Ale nie wrzucę tego do kosza, o nie. Wrzucam do walizki 🙂 Belferka Zosia